
views

Recenzja filmu: Jeździec znikąd (2012)
. Na „Jeźdźca znikąd”, o którym mówiło się, że to „Piraci z Karaibów” na Dzikim Zachodzie, wybierałem się z poczuciem obowiązku - jakbym miał iść na koncert DJ Bobo, śpiewającego przeróbki Captain Jacka – czyli tak, jakby już nie mogło być gorzej.
Ale nie było tak źle. „Jeździec znikąd” to połączenie westernu, filmu przygodowego i komedii, w którym fabuła jest pretekstem dla wizualnej orgii zniszczenia i popisów speców od choreografii i efektów specjalnych. Akcja rozgrywa się na Dzikim Zachodzie i twócy z lubością wykorzystują ikoniczne motywy westernu, takie jak pościg, ucieczka, strzelanina, walka stróża prawa z bandytami, szukając w nich przede wszystkim okazji do komediowej puenty albo sceny rozwałki. Widz przekonuje się, że na nic zdają się idealistyczne wyobrażenia o sprawiedliwości młodego prokuratora (Armie Hammer), który chce walczyć z przestępcami bez rozlewu krwi – ci sami przekonają go, że nie da się ze złem świata walczyć inaczej, niż z pomocą ciężkiej giwery. Razem z szalonym Indianinem Tonto (Johnny Depp) z ptasim gniazdem na głowie, który ma osobiste porachunki z jednym bandziorem, tworzą duet do zadań specjalnych.
„Jeździec znikąd” został zmiażdżony przez amerykańskich krytyków jako film, który powinien skończyć się w momencie, gdy się zaczyna. Nie jestem tak surowy wobec nowej produkcji Verbinsky'ego jak jankescy recenzenci, ale na moją oceną wpływa fakt, że film zobaczyłem w sali 4DX, która idealnie sprawdza się w przypadku takich blockubsterów jak ten. Dużo emocji dają fotele, które imitują ruchy kamery, zsynchroznizowane z akcją na ekranie – panoramy są oglądane „z góry”, z kolei ujęcia z żabiej perspektywy wykorzystują inny kąt nachylenia. Jeszcze więcej frajdy dostarczają silne wstrząsy, które występują w scenach wybuchów i strzałów, sygnalizowanych także przez „świsty” z dysz zainstalowanych na wysokości głowy. Podczas projekcji wykorzystano też efekty podmuchów wiatru, mgły, zapachu – wszystkie one mają pomóc widzowi poczuć akcję na własne skórze i trzeba przyznać, że swoją funkcję spełniają, choć nie zawsze wiadomo, co np. ma imitować piżmowo-toaletowy zapach w scenie np. przyjazdu pociągu na stację. Wystarczyłoby, gdyby pracownicy kina wnieśli na salę kilka paczek popcornu, żeby poczuć charakterystyczny "efekt" smrodu.
4DX wzmacnia siłę filmowego spektaklu, sprawia, że w kinie czujemy się trochę jak w wesołym miasteczku. Scenarzyści „Jeźdźca znikąd” popełnili wiele grzechów, w tym jeden podstawowy – brak bohatera, który by nas szczególnie interesował. Taką postacią miał być Indianin Tonto, odpowiednik Jacka Sparrowa, granego przez Johnny'ego Deppa. To barwna postać, ale na jego losach specjalnie nam nie zależy. 4DX przekuwa jednak braki scenariusza w atut. Ta czysto popcornowa rozrywka, która pewnie zamęczyłaby mnie w zwykłym kinie, w sali 4DX – dzięki efektom specjalnym - sprawiała mi frajdę.
Obejrzyj film: Jeździec znikąd (2012)
Obejrzyj także inne filmy:
Komentarze
0 comment